znaczy na najbardziej typowej hiszpańskiej zabawie. Chcieliśmy się uraczyć i rozweselić. „Wina, jeszcze raz wina!“ I im gęściej krążyły kielichy, tem mocniej ściągały się brwi, twarze stawały się bardziej ponure, ruchy surowsze. — „Olé! Olé Dla nas cała radość życia!“ — Ale radości tej nie było widać. Mężczyźni obrzucali się pełnemi złości spojrzeniami, kobiety tupały nogami, klaskały w dłonie, patrząc przed siebie ogłupiałym i tępym wzrokiem. Tancerki wiły się w skrętach wężowych, przygryzając wargi i rzucając spojrzenia ostre, pogardliwe — nieprzystępne i wyniosłe, jak bajadery, odprawiające swój rytuał religijny. Od czasu do czasu w sennym monotonnym gwarze podnosił się śpiew, cierpki, ostry, jak krzyk człowieka, padającego z rozdartą piersią. A słowa? Ponure są, jak cela więzienna; niekiedy piękne pięknością skargi więźnia, śpiewającego przed kratą swej ciemnicy. Są w nich uderzenia sztyletu, zadane zdradzieckiej kochance, zmyta krwią zniewaga, którą wyrządzono matce, skargi i przekleństwa, rzucane na głowę sędziego, skazującego na galery caballeros de calcinés y faja[1], smutek skazańca, który posyła pożegnanie słońcu, ostatni raz oglądanemu przed egzekucją: poezja pogrzebowa i szubieniczna, ściskająca serce i tłumiąca w zarodku najmniejszy odruch wesołości. Nawet płomienne zwykle hymny na cześć kobiety pozbawione są u nas tchnienia siły męskiej i ognia namiętności. I oto muzyka, która ma być dla narodu środkiem do wypowiadania nadmiaru uczucia, muzyka, która będzie służyła mu „ku rozweseleniu“ być może jeszcze przez wieki. Tak, jesteśmy smutnym narodem. Mamy ten smutek zaszczepiony
- ↑ Calanes — kapelusz andaluzyjski. Faja — szeroki pas, służący do owijania bioder.