Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/209

Ta strona została przepisana.

z żywiołami“ — powiedział — i kończył najspokojniej przerwane modlitwy w kaplicy Escurialu. Ponura i złowroga groza smutku tych monarchów uciska do dziś dnia nasz naród. Nic dziwnego, że na przestrzeni wieków kolor czarny był najulubieńszą barwą dworu hiszpańskiego. Ciemne i zimne aleje rezydencyj królewskich, wysadzane ponuremi drzewami, były i są dotychczas ulubionem miejscem przechadzek królów. Wszystkie ich miejskie pałace mają brunatne dachy, spłaszczone wieże, ozdobione chorągiewkami, i aleje smutne, jak ogrody klasztorne.
Gabrjel zapomniał o wszelkiej ostrożności w tym małym pokoiku, gdzie jedynym jego słuchaczem był kapelmistrz — tu mógł przynajmniej mówić bez obawy.
— Usposobienie smutne — ciągnął, — jest to kara natury, która się mści za despotyzm hiszpańskich władców. Jeśli nawet jaki król przyniósł ze sobą na świat pewien smak artystyczny, jak naprzykład Ferdynand VI, to, zamiast cieszyć się radością życia, musiał zanudzać się na śmierć, słuchając aryj, które żeńskim sopranem piszczał Farinelli. Ci, którzy byli zbyt tępi, ażeby odczuwać jakiekolwiek piękno, spędzali życie w lasach, okalających Madryt, goniąc z fuzją w ręku za jeleniem i nudząc się niemiłosiernie podczas przerw w polowaniach. Smutek katolicyzmu przeniknął naszych królów aż do szpiku kości. Podczas gdy cała ludzkość, rozzuchwalona zmysłowem tchnieniem Renesansu, podziwiała boskie kształty Apolla i oddawała hołdy Wenerze, którą pług wieśniaka wydobył z ziemi, dla monarchji hiszpańskiej najwyższym ideałem piękna był królujący