Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/211

Ta strona została przepisana.

pewność zbawienia, przekonanie, że można za jeden grzeszek dostać się do piekła, niemożność przebłagania tego Boga groźnego i mściwego; a poza okropnością cierpień fizycznych — paniczny strach przed stosem, strach, który upodlał nawet najszlachetniejszych i i najinteligentniejszych ludzi.
W tem świetle wydaje się jasne cyniczne wyznanie kanonika Llorenta, tłumaczące, dlaczego został sekretarzem Inkwizycji: „Zaczęto piec ludzi, więc, aby nie zostać upieczonym, należało samemu stanąć po stronie tych, którzy pieką“. Ludzie inteligentni nie mieli innego wyjścia. Czyż zdołaliby się oprzeć i zbuntować? Król, pan absolutny ludzi i ich majątków, był tylko pokornym sługą sług Kościoła — biskupów, zakonników i zaufanych Świętego Officium. Wszyscy monarchowie Hiszpanji, oprócz pierwszych Burbonów, byli sługami Kościoła. W żadnem państwie nie było takiej jednomyślności między tronem a ołtarzem, jak u nas. Religja mogła doskonale obyć się bez królów, ale królestwo bez religji nie utrzymałoby się napewno.
Zwycięski wojownik, conquistador, który zakłada sobie państwo, obywa się narazie bez księdza; szacunek, jaki wzbudza wśród poddanych sława jego oręża, wystarcza mu w zupełności, aby mógł bezpiecznie władać krajem. Ale w miarę zbliżania się śmierci zaczyna coraz bardziej myśleć o swoich spadkobiercach — następcach, którzy nie umieli otoczyć się takim, jak on, uwielbieniem, sławą i znaczeniem — wtedy za pośrednictwem księdza bierze sobie za tajemniczego sprzymierzeńca Boga, który będzie czuwał nad zachowaniem koro-