Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/229

Ta strona została przepisana.

w procesji. Mówiono, że prałat był chory; ale służba katedralna uśmiechała się znacząco, wiedząc, że w przeddzień wieczorem chory odbył długi spacer aż do pustelni Nuestra Senora de la Cabeza[1]. Natomiast prawdą było tylko to, że kardynał nie chciał widzieć na oczy kanoników i pragnął wyrazić im swoją pogardę, nie ukazując się na ich czele podczas uroczystości.
Gabrjel przebiegł, przez nawy Napływ wiernych był dziś znacznie większy, niż każdego innego dnia — a jednak katedra zdawała się być ciągłe pusta. Kilka zakonnic w spiczastych, wykrochmalonych kornetach klęczało między chórem a głównym ołtarzem. Pilnowały one uczennic, ubranych w czarne sukienki. Czerwone lub niebieskie wstążeczki przy sukniach oznaczały szkołę, do której uczęszczały. Kilku łysych i otyłych oficerów Akademji wojskowej słuchało mszy, stojąc z czapkami, założonemi na rękojeściach szabel. W tym tłumie ludzkim widać było pensjonarki z kolegjum panien szlacheckiego pochodzenia — młode dziewczątka, prawie dzieci, oraz kobiety w całym przepychu swego rozwoju, patrząc wokół błyszczącemi, jak rozżarzone węgle, oczami. Miały one na sobie czarne, jedwabne suknie i koronkowe mantylki, nasunięte aż po grzebienie, wpięte we włosy. Twarze ich, jak przystało na damy z arystokracji, były mocno uróżowane. Pełne były wyzywającej kokieterji tak, jakby zstąpiły z obrazów Goya‘i.

Gabrjel ujrzał swego siostrzeńca, Tato, ubranego jak magnat florencki, w szkarłatną suknię. Uderzał kijem o bruk, aby odpędzić psy. Tato kłócił się z grupą pastuchów. Byli to ludzie ogorzali od słoń-

  1. Pustelnia położona po drugiej stronie Tagu. Roztacza się z niej wspaniały widok na miasto i góry.