Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/260

Ta strona została przepisana.

— Bóg raczy wiedzieć, co robią wuj i siostrzenica, gdy pozostaną sami.

Sennym światem katedry wstrząsnął bunt — a było to bezwiedne dzieło Gabrjela.
Wszystkie jego słowa wryły się głęboko w dusze wielu mężczyzn, a nawet i kobiet na Claverias, rodząc w umysłach mętne, nieświadome idee.
Biedakom tym wystarczała świadomość, że poniżający stan niewolnictwa, w jakim żyli dotychczas, nie będzie trwał wiecznie, że i oni będą mieli prawo do lepszego bytu i że obowiązkiem człowieka jest zwalczanie niesprawiedliwości i tyranji.
Don Antolin, który znał doskonale owczarnię, powierzoną swej pieczy, poczuł odrazu, że coś się święci. Otaczała go wroga atmosfera. Dłużnicy odpowiadali mu hardo, uważając, że mają zupełne prawo do wyzwolenia się z pod sknerstwa wierzyciela. Nikt się nie kwapił z bezzwłocznem wykonywaniem jego rozkazów; on sam czuł, że drwią z niego i wygrażają mu poza plecami. Pewnego razu, kiedy zwrócił Tomaszowi uwagę z powodu spóźnionego powrotu do katedry, już po zamknięciu bram i po ułożeniu się don Antolina do snu, Tato odpowiedział mu obelżywie, że kupił sobie nóż i radby go spłukać krwią pewnego księdza, wyzyskiwacza nędzarzy. Srebrna Rózga osłupiał, nogi zatrzęsły się pod nim, a oczy zaszły mgłą.
Stary kapłan musiał ciągle wysłuchiwać skarg swojej siostrzenicy.