Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/283

Ta strona została przepisana.

człowiek ambitny, udał się do Madrytu, aby zrobić karjerę.
Poza tem uwagę wszystkich odwróciła od tego faktu wielka nowina, która rozbrzmiewała w katedrze, jak huk gromu, i skonsternowała wszystkich mieszkańców Górnego Klasztoru. Spór Arcybiskupa z Kapitułą zakończył się — i Rzym zaaprobował wszystkie decyzje Kardynała, Jego Eminencja ryczał więc z radości z całą gwałtownością, która cechowała jego charakter. Co do kanoników, to ci kiwali głowami upokorzeni.
Zaczęto przygotowywać się do uroczystości wielkiego święta Dziewicy z Sanktuarjum i Jego Eminencja, który, nie chcąc spotykać się z członkami kapituły, od kilku miesięcy już nie pokazywał się w katedrze, zawiadomił, że będzie przewodniczył uroczystości. Cały świat mówił o tem, bądź tajemniczo, bądź ze strachem i w miarę, gdy zbliżała się data 15 sierpnia, niejeden kanonik trząsł się ze strachu, myśląc o zimnem, wzgardliwem spojrzeniu, którem obrzuci go popędliwy kardynał.
Gabrjel mało interesował się tem zdarzeniem. Wiódł dziwny tryb życia: przez większą część dnia spał, aby odpocząć przed męczącą służbą nocną. Teraz zostawał w kościele sam, ponieważ jego towarzysz, Fidel, zachorował i z obawy, aby skarbiec katedralny dla oszczędności nie pozbawił chorego starca jego marnego wynagrodzenia, Gabrjel nie żądał, aby mu dano innego pomocnika.
Po pewnym czasie przywykł do nocnej ciszy w katedrze. Aby odpędzić sen, czytał przy świetle latarni książki, które znalazł w Claverias: nudne traktaty historyczne, w których Opatrzność grała