Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/284

Ta strona została przepisana.

główną rolę, żywoty świętych, które go bawiły swą naiwnością, oraz Don Kichota, należącego do rodziny Luna. Książkę tę wiele razy czytał w latach swego dzieciństwa.
Święto Dziewicy obchodzono w sposób tradycyjny. Wydobyto z kaplicy cudowny posąg i ustawiono go na głównym ołtarzu, nakrytym drogocennym obrusem, przechowywanym przez resztę roku w Skarbcu. Klejnoty lśniły w migotliwym blasku niezliczonych świec.
Na krótko przed nabożeństwem kanonicy, ubrani na czerwono, zebrali się koło małych schodów, którędy miał zejść Jego Eminencja; ustawili się w półkole, witając z szacunkiem swego przełożonego.
Och, to spojrzenie Don Sebastiana! Kanonicy, którzy chylili czoła, czuli na karkach jego wzrok, zimny, jak stal. Kardynał, ubrany w purpurę i zachowujący się z wysoką arogancją, zapomniał widocznie już o chorobie, rozdzierającej jego wnętrzności. Jego twarz była pełna radości, mała głowa wychylała się dumnie z pod kardynalskiego beretu. Nigdy korona królewska nie była noszona z taką dumą, jak ten beret czerwony.
Wyciągnął rękę w purpurowej rękawiczce, na której błyszczał szmaragd, i rozkazującym gestem podał ją do pocałowania kanonikom. Kardynał odgadywał gniew i wściekłość pod pozorami pokory i uległości i cieszył się z swego triumfu. Nieraz przecież mówił do ogrodniczki: — „Nie masz pojęcia, co to jest nienawiść wśród ludzi Kościoła”. Ludzie świeccy nie umierają z gniewu. Dają ujście swej żółci i odnajdują później spokój i równowagę. Lecz wśród