szego naszego hispanisty dr. Boyé, jest czołową i najbardziej wziętą książką hiszpańskiego pisarza.
Podczas czytania „Jarmarku głupców“ utwierdza się w nas przekonanie, jakie mogliśmy sobie wyrobić na podstawie twórczości dwóch lepiej znanych w Polsce pisarzy hiszpańskich: Cervantesa i Calderona, iż na wzór przysłowia o Polaku, Francuzie Północy, dałoby się urobić inne, znacznie głębiej ujmujące istotę narodowych pokrewieństw, — że Hiszpan — to Polak Południa. „Odległość jest wielką czarodziejką: zdobi wszystko w poblask poezji“. To zdanie Pio Baroja może być oświetleniem sentymentu, jaki budzą w nas dzieje współczesne Andaluzyjczyków, ów stek nieprawdopodobieństw i niemal arabskich awantur, na których tle oglądamy mieszkańców Kordoby, z wybijającemi się wśród nich na czoło dwoma zawodami: rolnikiem i lichwiarzem. „Jarmark głupców“ jest odbiciem tego wklęsłem, jakiem dla Polski w zaraniu stulecia było „Wesele“ Wyspiańskiego. Pio Baroja nie ma w sobie wieszczego tonu naszego poety, ale w epilogu powieści, gdy anarchistyczny bohater staje u wrót wyzwolenia pod wpływem pięknej duszy Remedios, wzniosłość bezinteresownej etyki, płynącej wprost z głębi duszy człowieka, jest tu optymistycznym rzutem w przyszłość, łagodzącym arystofanesowski sarkazm rozdziałów poprzednich. W „Jarmarku głupców“ skłonni jesteśmy upatrywać mnóstwo aluzyj do osób i wypadków rzeczywistych, co również spokrewnią powieść z dramatem Wyspiańskiego; niemal z polskiego środowiska wzięty wydaje nam się moment, gdy bohater wkracza na drogę „czynu“ po burdzie karczemnej; a ustęp, gdzie „cierpi za miljony“ po spotkaniu ukochanej, co dla majątku wyszła zamąż za innego, jest jakby reminiscencją z dobrze znanego nam źródła. Bodaj że wystarczyłoby spolszczyć nazwy i nazwiska, a gdyby nie nieliczne opisy krajobrazu południowego, bylibyśmy u siebie w domu. Tłumacz „Jarmarku głupców“ zapowiada dalsze przekłady współczesnych autorów hiszpańskich.
Wydawnictwa podjął się „Rój“, najruchliwsza dziś w Polsce firma księgarska, o ile chodzi o przyswajanie nowych po-