piej. Żebracy, siedzący na schodach przed bramą „de la Moletta“, toczyli ożywione gawędy. Wśród nich przemykali się księża, otuleni w płaszcze, dążący z pośpiechem do kościoła przez bramę de la Presentation.
Żebracy pozdrawiali ich, wymieniając przytem nazwiska i imiona, lecz nie wyciągali rąk po jałmużnę. Księża byli ich dobrymi znajomymi, a od przyjaciół nie żąda się przecież jałmużny. Żebracy czyhali na cudzoziemców. Czekali cierpliwie na godzinę Anglików, ponieważ według ich zdania, każdy turysta, przyjeżdżający rannym pociągiem z Madrytu, musiał być Anglikiem.
Gabrjel zatrzymał się w pobliżu drzwi, wiedząc, że mieszkańcy Górnego Klasztoru muszą wejść tędy. Przechodzili pod arkadą, występującą na pobliską ulicę, schodzili po schodach arcybiskupiego pałacu i, przecinając ulicę, wkraczali do katedry przez drzwi de la Moletta.
Gabrjel, który znał doskonale historję słynnej świątyni, wiedział również skąd poszła ta nazwa.
Brama ta ongiś nazywała się „Bramą Sprawiedliwości“, ponieważ było to miejsce, gdzie wikarjusz generalny udzielał posłuchań, lecz później nazwano ją Bramą de la Moletta, gdyż po głównej mszy oficjant, otoczony klerykami i dziadami kościelnymi, ukazywał się tutaj, aby pobłogosławić chleby i molletas[1] rozdawane ubogim.
Rozdawano co roku sześćset fanegas[2] zboża; lecz działo się to w czasie, gdy kapituła posiadała jeszcze jedenaście miljonów renty!
Gabrjel poczuł, że ścigają go pytające spojrzenia duchownych i świeckich, którzy w międzyczasie we-