ręczy. Po krótkiej chwili milczenia jął pytać od nowa, widocznie w zamiarze pocieszenia swego brata.
— Moja siostrzenica, Sagrario, jest pewnie teraz klasyczną pięknością? Przed paru laty pisałeś mi, że wygląda jak królowa ze swą złotą grzywką, odrzuconą z czoła, z piękną, różową twarzyczką, na której złoci się meszek, jak na brzoskwini de cigaralles[1]. Ciekaw jestem, czy mieszka razem z tobą, czy też wyszła za mąż za jakiegoś kadeta[2]?
Drewniana Rózga uczynił gest rozpaczy i spojrzał na Gabrjela tragicznym wzrokiem.
— I ona także umarła — rzekł twardo.
— Także umarła! — powtórzył Gabrjel w osłupieniu.
— Dla mnie umarła — a to już na jedno wychodzi — rzekł z naciskiem Estaban.
Zaklinam cię jednak, bracie, na wszystkie świętości, abyś mi się nigdy o nią nie pytał.
Gabrjel pojął, że jego pytania zbudziły głęboki ból w duszy brata, przeto, wstępując po schodach, nie wyrzekł już ani jednego słowa. Podczas jego nieobecności musiało zajść w tym domu coś bardzo poważnego; jedna z tych katastrof, które raz na zawsze rozbijają rodziny. Przeszli przez zakrytą galerję, biegnącą ponad łukiem, i wstąpili do Górnego Klasztoru, zwanego Claverias[3]. Były tam cztery portyki tej samej wysokości co w Dolnym Klasztorze, lecz pozbawione wszelkich upiększeń. Grunt był wybrukowany połupanemi, zniszczonemi cegłami. Ogród z czterech stron zamykała barjera, wspierająca się na płaskich filarach, podtrzymujących porosłe mchem belkowanie dachu. Była to konstrukcja