Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/56

Ta strona została przepisana.

Za naszych czasów jużby cię do skóry ostrzygli. Ale w tym wieku, w wieku moralnego upadku i rozwydrzenia obyczajów, nasz kościół prymasowski biedny jest, jak Hiob. Panom z kapituły nie chce się zajmować drobnostkami i dlatego aż litość bierze patrzeć, jak tu wszystko idzie na opak.
Drewniana Rózga uczynił gest, pełen rozpaczy, później dodał:
— Dzisiejsza młodzież, mieszkająca w Claverias, zupełnie nie dba o katedrę. Ten młodzieniec, stojący przed nami nie jest zadowolony ze swego losu; a mimo to, chociaż jest jeszcze smarkaczem, sprawuje urząd, który ojciec jego sprawować zaczął dopiero, ukończywszy trzydziesty rok życia. Marzeniem chłopca było zostać torreadorem. Miał czelność wziąć którejś niedzieli udział w novillada[1] na arenie w Toledo. Jego matka przyszła wówczas do mnie, niby Magdalena z rozpuszczonym włosem, aby mi opowiedzieć o sprawkach syna, a ja, uświadomiwszy sobie, że powinienem mu zastąpić zmarłego ojca, schwyciłem łobuza za łeb w chwili, gdy wracał z areny i tą samą drewnianą rózgą, którą się posługuję w katedrze, nauczyłem go rozumu. Umykał po schodach, aż się kurzyło. Niech ci powie czy mam lekką rękę? Dziewico z Sanktuarjum! Jeden z Luna, mieszkających w katedrze miał się stać torreadorem? Po tej eskapadzie pewien jowialny ksiądz nazwał go „Tato“[2] i odtąd nazwa ta przylgnęła do niego. Widzisz teraz bracie, jaki zaszczyt przynosi ten łajdak naszej rodzinie?

Drewniana Rózga rzucił na Tato spojrzeniem, które go zmiażdżyć chciało, lecz ten uśmiechał się, zupełnie nie strapiony wyrzutami stryja.

  1. Corrida młodych byków.
  2. Jeden z najsłynniejszych matadorów z Andaluzji był przezwany Tato.