Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/86

Ta strona została przepisana.

do Włoch, aby stworzyć armję kościelną, złożoną ze wszystkich możliwych awanturników Europy i bandytów włoskich. Zatopił w morzu krwi wsie i miasta, w imieniu swego władcy, papieża, zrabował zamki — i wkrótce wygnańcy z Avignonu mogli powrócić na swój rzymski tron. Po tych wyprawach i wojnach, które poddały władzy papiestwa prawie połowę Włoch, kardynał stał się bogaty, jak król. Założył w Bolonji słynne kolegjum hiszpańskie. Gdy papież, wiedząc o jego zdzierstwie i grabieżach, zawezwał go przed siebie, aby mu zdał rachunki, Don Gil stanął przed papieżem, pchając przed sobą wózek, naładowany kluczami i zamkami, rzekł z arogancją.
— To są klucze miast i zamków, zdobytych przeze mnie dla papieża. Oto mój rachunek! — Ludzie wojny wywierają nieprzezwyciężony urok na ludzi słabego charakteru. Gabrjel odczuwał to wobec kardynała Albornoz, tembardziej, że ten dzielny, nieustraszony mąż był przecież sługą kościoła.
Dlaczegóż w naszej bezbożnej epoce zabrakło już tych ludzi, którzy mogliby się stać odnowicielami katolicyzmu?
Podczas swojej włóczęgi po katedrze Gabrjel zachwycał się kratą przed głównym ołtarzem. Była ona dziełem Villalpando. Czarne kraty, przekładane cyną, zdobiło złote listowie. Żebracy i przewodnicy, patrząc na cynowe plamy, mówili, że krata jest ze srebra, tylko że kapituła kazała ją pomalować na czarno, obawiając się, aby nie skradli jej żołnierze Napoleona. W głębi sanktuarjum lśnił złotem ołtarz główny. Pod przezroczystemi baldachimami stały figury, przedstawiające sceny pasyjne. Wydawało się,