Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/97

Ta strona została przepisana.

niu z taką miną, jakby tu chodziło o krzyżowca, wracającego właśnie z Ziemi Świętej.
Ale Gabrjel pragnął namiętnie poznać Paryż. Od czasu, gdy zamieszkał we Francji, w jego życiu duchowem zaszły ogromne zmiany. Miał wrażenie, że się przeniósł na inną planetę. On, który znał dotychczas tylko monotonne życie seminaryjne i koczujące życie podczas tej ostatniej okrutnej i niesławnej wojny, zdumiewał się teraz niesłychanie postępem, kulturą, wyrafinowaną cywilizacją i wszystkiem, co zobaczył na ziemi francuskiej. Poza tem zdał sobie ze wstydem sprawę ze swej hiszpańskiej ignorancji, nonszalancji i nieznośnej pychy kastylijskiej, ugruntowanej na lekturze zdradliwych, patrjotycznych książek, wszczepiających w niego wiarę i pewność, że Hiszpanja jest pierwszym narodem świata, narodem najszlachetniejszym i najdzielniejszym, podczas gdy inne narody są nędznem zbiorowiskiem heretyków, stworzonych wyłącznie po to, aby odbierały dobre nauczki, ilokrotnie zechce się im mierzyć z tym uprzywilejowanym narodem, który marnie je i marnie pije, lecz który posiada za to największych świętych i największych wodzów chrześcijaństwa.
Gdy Gabrjel mógł się już nieźle wysłowić po francusku, zebrał sobie małą sumkę na koszta podróży i udał się do Paryża. Pewien zaprzyjaźniony z nim ksiądz wystarał się dlań o posadę korektora w księgarni religijnej koło Saint-Sulpice. Tam, w tej dzielnicy klerykalnej, gdzie pseudo-klasztorne hotele zamieszkują duchowni i pobożne rodziny, dokonała się w nim wielka przemiana duchowa.
Dzielnica Saint-Sulpice ze swemi spokojnemi