Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/131

Ta strona została przepisana.

W kościele było już tylko paru posługaczy przededrzwiami zakrystyi i dwie kobiety, klęczące przed kratą głównego ołtarza. W katedrze rozlewał się zmierzch wieczorów zimowych; pierwsze nietoperze zlatywały ze sklepień, krążąc między słupami kolumn.
— Nie, muzyka religijna nie istnieje, a co do muzyki kościelnej, ta jest w stanie kompletnej anarchii. Christianizm, tworząc się, jako religia, nie wynalazł nawet najgorszej sztuki układania kompozycyi śpiewu; wziął poprostu od żydów ich pieśni, przejął nawet sposób ich wypowiadania: była to muzyka barbarzyńska, pierwotna, która rozdzierała by nam uszy, gdybyśmy ją dziś słyszeli. Zdaleka od Palestyny, w miejcach, gdzie było nie już żydów pierwsi poeci chrześciańscy św. Ambroży, Predencyusz i inni łatali nowe hymny i psalmy albo ze znanych kawałków, będących w modzie w świecie rzymskim, albo z muzyki greckiej. Wyrazy „muzyka grecka“ dają nam złudzenie pięknych rzeczy — nieprawdaż? Grecy mają tyle przepięknych dzieł w sztukach plastycznych i w poezyi, że wszystko, co nosi ich nazwę, otoczone jest aureolą doskonałości. A jednak ta muzyka grecka była poprostu rzempoleniem. Różne sztuki, różnie się rozwinęły w życiu ludzkości; podczas, kiedy rzeźba ze swym Fidiaszem doszła do apogeum, malarstwo zachowało pewną surowość, co można zauważyć w zabytkach Pompei. Ponieważ grecy nie potrafili stworzyć systemu pisania nut dość pełnego, by wyrazić i ustalić wszystkie zasady muzyki — każdy naród, składający ich państwo miał swoją modę w muzyce, gdzie prawie wszystko zostawiano