Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/44

Ta strona została przepisana.

chowano. Kanonicy i proboszczowie, których zwano wtedy racioneros, rozproszeni byli po całym półwyspie. Jedni szukali schronienia w miejscowościach, należących jeszcze do Hiszpanii, inni, przyczajeni w wioskach, wzdychali do rychłego powrotu Deseado[1]. Widok chóru wywoływał litość; słychać tam było kilka zaledwie głosów. Były to głosy bojaźliwych i samolubów, którzy, przykuci do swoich stal, nie zdolni żyć zdala od nich, poddali się uzurpatorowi. Drugi kardynał z rodu Burbonów, łagodny i bez wpływu, Don Luis Maria, bawił w Kadyksie, jako regent królestwa.
Był on jedynym z tego domu na półwyspie, a kortezy ujęły go sobie, ażeby nadać pewnego poloru dynastycznego swej rewolucyjnej władzy.

Kiedy kardynał, po zawartym pokoju, wrócił do arcybiskupstwa, Estaban ujrzał ze wzruszeniem tę twarz dąsającego się dziecka, o niezmiernie małej, okrągłej czaszce. Don Luis Maria wracał smutny i zniechęcany po widzeniu się w Madrycie ze swym siostrzeńcem Ferdynandem VII. Współtowarzysze regencyi byli uwięzieni lub wygnani, a on tylko dzięki mitrze i nazwisku uniknął tego losu. Nieszczęsny prałat przypuszczał, że robi wiele, troszcząc się podczas wojny o interesy rodziny; oto uznano go za wolnomyśliciela, wroga religii i tronu zanim zdążył domyśleć się na czem polega jego zbrodnia. Smutek zaczął pożerać biednego kardynała. Odtąd całe swe dochody poświęcał na

  1. „Pożądany“ Ferdynand VII.