Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/48

Ta strona została przepisana.

i udać się do Maestrazgo[1] albo do północnych prowincyi, żeby połączyć się z wiernymi, którzy, broniąc praw Carlosa V, pragnęli powrotu dawnych czasów. Miał wtedy lat czterdzieści, czuł w sobie dość ruchliwości i siły; i, chociaż był człowiekiem spokojnym, który nie dotknął się w życiu fuzyi, zapalał się, słysząc o kilku studentach, chłopcach nieśmiałych i pobożnych, którzy, uciekłszy z seminaryum, walczyli w Katalonii pod czerwoną kapą Don Ramón Cabrera. Ale ogrodnik, żeby nie być samotnym w zadużem mieszkaniu na Claveriasie, ożenił się przed trzema laty z córką zakrystyana i miał z nią jednego syna; zresztą nie mógłby żyć zdaleka od swego ukochanego kościoła. I dlatego też pozostał nadal ogrodnikiem.
Wraz z zakończeniem wojny znikły wszystkie nadzieje Estabana. Wpadł w rozpaczliwe odrętwienie i nie chciał słyszeć o niczem, co działo się po za katedrą. Bóg opuścił sprawiedliwych; źli i zdrajcy rozmnażali się coraz bardziej. Jedyną pociechą jego była wielkość świątyni, która, stojąc już wieków tyle, mogła drwić z nieprzyjaciół jeszcze przez najdłuższe czasy.

Wszystkie jego chęci ograniczały się odtąd do uprawy ogrodu, a jedynem pragnieniem stało się,

  1. Górzysta i sucha okolica, położona w tej części Walencyi, która przytyka do Aragonii i Katalonii. W wiekach średnich, to „wielkie mistrzostwo“ było w zależności od wielkich mistrzów orderu Montesa. Tam zaczęły zbierać się bandy karlistowskie i tam operował Don Ramón Cabrera, podczas pierwszej wojny cywilnej.