Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/53

Ta strona została przepisana.

wsłuchiwali się w jego szczebiotanie. Starszy Tomasz, który zastąpił ojca w ogrodzie i który w pełni zimy stąpał boso po oszronionych zagonach i po chropowatych płytach alei, wchodził często do mieszkania z rękoma pełnemi ziół aromatycznych i dawał je do zabawy małemu bratu. Młodszy, trzynastoletni Estaban, który z pomiędzy wszystkich dzieci na chórze gorliwą służbą do mszy zaskarbił sobie łaski księży i, którego czerwona sutanna i rurkowana komża wprawiała w zdumienie Gabryela, przynosił mu często kawałki świec woskowych i kolorowe obrazki, wykradane z brewiarzy kanoników.
Czasami niesiono malca do składu Olbrzymów — obszernej sali, powstałej z miejsca wyzyskanego między dwoma skarpami nawy i ich lukami. Byli tam bohaterowie świąt starożytnych: gigantyczny Cyd z wielkim mieczem i cztery pary olbrzymich manekinów, wyobrażających cztery części świata — manekinów, ubranych w czerwone, zjedzone przez mole, suknie, z głowami potrzaskanemu, figur niegdyś rozweselających ulice Toleda. Dziś gniły one na strychach katedry. W jednym kącie stał Tarasque, okropny potwór z kartonu, który przerażał dziecko, ilekroć otworzył ziejącą paszczę i kiedy na pofałdowanym grzbiecie jego, zaczynała kręcić się, jak szalona, sprośna lalka, której bigoterya wieków poprzednich dała nazwę Ana Bolena[1].

Kiedy Gabryel wstąpił do szkoły, wszyscy zaczęli wynosić jego niesłychane zdolności. Dziatwa

  1. Wiadomo, że król angielski, Henryk VIII, dopiero chcąc się ożenić z Anną Boleyn, porzucił katolicyzm.