Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/72

Ta strona została przepisana.

wanych dzikim strachem szczurów, chroniących się za porzuconemi tu tarcicami. W najmrocznieszych miejscach fruwały czarne ptaki które na noc przez otwory sklepień zlatywały do katedry. Oczy sów błyszczały w ciemnościach, jak świetne punkty. Niedoperze, przerażone światłem, w niepewnym locie muskały skrzydłami twarze intruzów.
Gabryel miał lat osiemnaście, kiedy stracił ojca. Stary ogrodnik umarł spokojnie, widząc wszystkich swoich na służbie klasztornej. Tradycya została zachowaną. Najstarszy syn, Tomasz, zajął miejsce ojca. Młodszy Estaban, który przez czas dłuższy był tylko dzieckiem chóru i pomocnikiem zakrystyana, zajął nareszcie miejsce uciszacza, dające wraz z drewnianą laską (vara de palo) siedem realów dziennie, przedmiot najśmielszych jego marzeń. Co do najmłodszego, Gabryela, starzec miał pewność, że kiedyś, jako ojciec kościoła, zasiądzie w niebiesiech po prawicy Wszechmogącego.
Młody człowiek nabył w seminaryum pewnej surowości klasztornej, która robi z księdza żołnierza, dbającego więcej o interesy kościoła, niż o uczucia rodzinne. Śmierć ojca nie bardzo go zasmuciła. Ważniejsze sprawy zajmowały wtedy umysł przyszłego dostojnika.




III.

Było to podczas wrześniowej rewolucyi. W katedrze i w seminaryum zapanowało wielkie wzburzenie umysłów. Od poranka do wieczora komen-