Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/75

Ta strona została przepisana.

wkrótce udało im się dostać do Kastylii i Walencyi i tam na chwałę Boga i króla spełniać czyny chwalebniejsze, niż kradzenie mułów i zbieranie kontrybucyi wojennych.
Gabryel został mianowany oficerem ze względu na swoje wykształcenie i listy polecające księży z katedry. Młody człowiek przyzwyczaił się szybko do tego tułaczego, wolnego, nie objętego żadnemi prawami życia, do ciągłego niepokoju wojny. Jednakże sam przed sobą nie mógł zataić bolesnego rozczarowania, jakiem napełniło go poznanie tej armii wiary. Wyobrażał sobie, że, jak czasów wojen krzyżowych, znajdzie teraz żołnierzy, walczących dla ideału, zginających przed bitwą kolana, by błagać Boga o pomoc, a w nocy po żarliwych modłach śpiących czystym snem ascetów. Natomiast ujrzał niesforne bandy, niezdolne do fanatyzmu, rzucającego się ślepo na śmierć pewną, pragnące kosztem zniszczenia kraju przeciągnąć jaknajdłużej wojnę, która pozwalała im prowadzić leniwe, beztroskie życie włóczęgów; zuchwali żołnierze na widok wina, złota i kobiet rzucali się na zdobycz, jak wściekłe wilki, odtrącając dowódców, jeśli ci starali się ich powstrzymać.
Było to starożytne życie dzikich hord, ukazujące się nagle w pełni cywilizacyi; atawistyczny zwyczaj kradzenia chleba i żony z bronią w ręku; stary duch celtyberyjski tak skłonny do wojen domowych, przyjmujący dla zmartwychstania pozory walki politycznej.
Byli tam tylko wiarusy, kochający wojnę dla wojny, szaleńcy, szukający fortuny, chłopi, którzy