Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/94

Ta strona została przepisana.

imponować siłą. Musiał więc biedny Antolin prowadzić marną egzystencyę w zarządzie świątyni, jako pomocnik kanonika, wyznaczony do równomiernego rozkładania i szafowania pesatasami, wydzielanymi przez państwo Kościołowi prymasowskiemu. Zastanawiał się długo nad wydaniem każdej garści miedziaków, wyzuwając się ze wszystkiego, aby tylko święty dom, jak wielki ród zrujnowany, mógł utrzymać szlachetne pozory i ukryć swoją nędzę.
Kilkakrotnie obiecywano mu miejsce jałmużnika z żeńskim klasztorze; ale był on zanadto przywiązany do kościoła, zanadto kochał wielkiego samotnika. Pysznił się z zaufania, jakiem go obdarzali Jego Ekscelencja Arcybiskup, z przyjaźni kanoników i z narad, jakie odbywał wraz z szafarzem i skarbnikiem. Nie mógł się powstrzymać od gestu pogardliwej wyższości, kiedy, ubrany w kapę, ze srebrną laską w ręku, widział zbliżających się, uśmiechniętych i uniżonych wiejskich księży, którzy, w przejeździe przez Toledo, zwiedzali kościół.
Miał jednak zwykłe wady swego powołania. Dusił pieniądze w sekrecie z tem zimnem, bezlitośnem skąpstwem, spotykanem tak często u ludzi Kościoła. Zatłuszczona czapka, pochodziła od jakiegoś kanonika, który rzucił ją, uważając, że jest, już nie do użytku; zielonkawa sutanna była ongi własnością beneficienta, porzucona, jako rzecz niemożliwa do noszenia. W Claveriasie mówiono sobie pocichu o pieniądzach, zebranych przez Don Antolina, o oszczędnościach, o wypożyczaniach na procent; lubo pożyczki nie przewyższały nigdy dwóch lub