Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/98

Ta strona została przepisana.

Są najdroższe — każdy wart dwa pezsetas. Ale dają prawo do zwiedzenia najważniejszych rzeczy: skarbca, kaplicy Najświętszej Panny, l’Ochavo[1] i jej relikwii, największych w całym świecie. W innych katedrach tego nie zobaczą. A te bilety czerwone? Kosztują sześć realów i pozwalają obejrzeć zakrystye, szatnie, kaplice Don Alvara de Luna i kardynała Albornoza, salę kapitularną z portretami arcybiskupów, zawieszonych w dwuch- rzędach. Cuda! Jakżeż nie włożyć ręki do kieszeni, by zobaczyć tyle pięknych rzeczy?
Potem, wskazując trzeci notatnik, dodał z pewną pogardą:
— Te białe są warte tylko dwa reale. Można za nie widzieć Olbrzymów i Dzwony. Sprzedaje się ich najwięcej ludowi, napływającemu w święta. Wyobraź sobie, że są żydzi, uważający to za zwykłą kradzież. Któregoś dnia przyszło tu trzech żołnierzy z akademii w towarzystwie kilku parditos[2], chcąc zobaczyć Olbrzymów; a ponieważ nie chciano ich wpuścić za dwa su, zrobili awanturę. Czyż oni sobie wyobrażają, że żądamy jałmużny. A wielu to odchodzi bezczeszcząc, jak jacy heretycy, katedrę? Rysują węglem na ścianie wschodów sprośne, wstrętne rzeczy. Co za czasy, Gabryelu, co za czasy!

Gabryel uśmiechał się bez słów, a Srebrna-Laska, zachęcony milczeniem, które wziął za potwierdzenie słów swoich, ciągnął dalej zwierzenia.

  1. Dosłownie — ośmiokąt, sąsiadująca z zakrystyą kaplica z ciemnego marmuru, zawierająca relikwie.
  2. Ludzie ubrani bronzowo — wieśniacy.