tą. Nie mówcie o karze. Lenistwo jest matką występku, a praca — uczciwości. Nieprawdaż, Don Gabryelu?
I drobny szewczyna patrzył na mistrza, oczekując odpowiedzi, jak człowiek, spragniony czeka na trochę wody.
— Mylicie się obydwaj — oświadczył Gabryel. — Praca nie jest ani karą, ani cnotą, jest twardem prawem, któremu musimy podlegać dla utrzymania siebie i dla zachowania gatunku. Bez pracy życie byłoby niemożliwe.
I tym, pełnym gorącego zapału, głosem, którym niegdyś poruszał tłumy, opisywał zgromadzonym tam biedakom wielkość pracy powszechnej, która dnia każdego męczy ziemię, by ją w końcu pokonać i zmusić do żywienia łudzi.
Armia pracy rozpostarła się po całym świecie. Zdzierała skórę lądów, psuła morza, zagłębiała się we wnętrznościach ziemi. Zaledwie słońce ukazało się na horyzoncie, komin fabryczny zionął parę, młot rozbijał kamienie, pilnik gryzł metale, pług krajał glebę, piece rozpalały się, pompy wprawiały w szybszy ruch swoje tłoki, topór dźwięczał w lesie, lokomotywa pędziła wśród kłębów pary, winda skrzypiała w portach, statek pruł fale i ciągnął w ślad za sobą łódź rybacką, wlokącą siecie. Robotnik-kamieniarz rozbijał olbrzymie skały i, upojony zwycięstwem, zatruwał się niewidzialnemi cząstkami połkniętego pyłu; każde uderzenie zabierało mu cząstkę życia. Górnik schodził do piekieł nowożytnych z jednym tylko przewodnikiem — maleńkim płomieniem lampki i wyrywał z pokładów geo-
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 2.djvu/12
Ta strona została przepisana.