Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 2.djvu/33

Ta strona została przepisana.

nie ma jej kto uprawiać; pracowite mieszczaństwo zamienia się w urzędników biurowych lub w prawników, porzucając handel, jako hańbiący, godny tylko heretyków. Najemne wojska Hiszpanii równie niezwyciężone i pełne chwały, jak obdarte, nie mając żadnego żołdu oprócz rabunku, wiecznie buntuje się przeciw swej władzy, zanieczyszcza kraj, jak niebezpieczne hampa[1]. To zbieranina zawadyaków, żebraków, noszących broń palną, złodziei na wielkich drogach, zgłodniałych hidalgów, tułających się kwestarzy i różnych innych osobistości, opisywanych w późniejszych czasach w romansach hiszpańskich.

— Przyznaję, że Karol V-ty i jego syn byli wielkimi królami, ale zabili oni geniusz Hiszpanii. Ci dwaj Niemcy ukradli nam nietylko naszą narodowość; ograbili nas nadto z ducha religijnego, który, przez ciągłe ścieranie się z mahometanizmem i judaizmem, wykształcił się i nabrał tolerancyi. Po wyrozumiałości dawnego kościoła hiszpańskiego, gdzie ksiądz żył w zgodzie z alfaquim i rabinem, gdzie nakładano kary moralne na tych, którzy przeszkadzali kultom niewiernych, nastąpiła nietolerancya religijna, którą obcy historycy uważają jako, właściwość naszego kraju, ale którą w rzeczywistości zaszczepił u nas germański cezaryzm. Niemiecki mnich, którego brutalna dewocya i szał teologiczny wywołały Reformę w krajach północy, skąd go

  1. Stowarzyszenie włóczęgów, żyjących z rozboju, mówiących specyalnym żargonem — istniejące niegdyś w Hiszpanii, głównie w Andaluzyi.