Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 2.djvu/38

Ta strona została przepisana.

tak chętnie. Dlaczegóż nie robili ani pronuciamientos, ani zaburzeń, jak dzisiaj?
— Jakimż sposobem mogli je robić? Despotyzm dwóch cesarzów nakazywał bezwględne posłuszeństwo dla króla, jako dla przedstawiciela Boga na ziemi. Duchowieństwo utwierdzało ich w tem wierzeniu, ponieważ interesy ołtarza i tronu zbiegały się. Przytem religia była wszystkiem dla ludzi tych czasów; ponieważ myśleli tylko o niebie, przyjmowali bez szemrania udział w nędzy ziemskiej: Nie wątpię, że nadmiar uczuć religijnych przyczynił się bardzo do ruiny i o mało co nie zabił naszej narodowości. Dzisiaj jeszcze odczuwamy następstwa tej choroby, trwającej wieki całe. Do czegóż uciekliśmy się, by uniknąć śmierci? Wezwano cudzoziemca, przyszli Burboni. Upadliśmy tak nisko, że nie mieliśmy nawet swego wojska. Podczas wojny o spadek trzeba było używać generałów, a nawet zwykłych oficerów francuzów i anglików — nie było hiszpana, któryby potrafił nastawić armatę i dowodzić wyprawą wojenną. Nie mieliśmy nikogo, kto mógłby być ministrem — a wszyscy, którzy sprawowali rządy za Filipa V i Ferdynanda VI, byli cudzoziemcami. Cudzoziemcy również podnieśli upadły przemysł, uprawiali ziemię, leżącą odłogiem, odnowili starożytne kanały nawadniające i zakładali nowe kolonie w pustyniach, nawiedzanych tylko przez dzikie zwierzęta i przez bandytów. Hiszpania, która miała swe kolonie w połowie świata, została sama kolonizowaną przez Europejczyków.
— Żeby uzdrowić tyle chorób pozostawało tylko jedno lekarstwo, antyklerykalizm. Zmysł antiklery-