Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 2.djvu/42

Ta strona została przepisana.

żytku. W gruncie, chociaż naród stracił wiarę, charakter jego nie zmienił się wcale. Wiara umarła, ale pozostał trup jej, zawalający drogę. Jedni rewolucyoniści nie okazują szacunku dla przeszłości. Tak, Don Antolinie, kościół jest biedny i opuszczony w porównaniu z kościołem wieków przeszłych, ale nie masz się czego obawiać, że położenie jego pogorszy się jeszcze. Póty, póki ludzie będą się bali tego, co myślą inni, póki będzie ich oburzała każda nowa idea, póki drżeć będą przed tem, co powie sąsiad, możesz szydzić z rewolucyi: choć woda wyleje, nie zaleje nigdy ust waszych.
Don Antolin roześmiał się.
— Ależ, mój kochany Gabryelu, nie rozumiem cię wcale. Oburzałem się przed chwilą, przypuszczając, że pragniesz rewolucyi, która zabrała by nam tę trochę resztek, że myślisz o ogłoszeniu żebraczej respubliki i o zmniejszeniu wydatków na rzeczy kultu. Ale widzę, że przeszedłeś to, co sobie wyobrażałem: ciebie nic nie zadawala. Przyznaję, że sprawia mi to przyjemność. Nie jesteś wrogiem niebezpiecznym, idziesz za daleko... Ale powiedz szczerze, czy rzeczywiście Hiszpania wydaje ci się tak dziką, jak była w wiekach, któreś tak po swojemu opisał? Co do mnie, słyszę nieraz o postępie w naszym kraju, o kolejach żelaznych, o fabrykach, których kominy, przypominające dzwonnice, radują serca bezbożnych.
— Ba — odrzekł Gabryel z wyrazem bezgranicznej pogardy — naturalnie, że jest jakiś postęp. Rewolucye polityczne zetknęły Hiszpanię z Europą, wiatr chwycił nas i pociągnął, jak porwał również