Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 2.djvu/44

Ta strona została przepisana.

wylewają nie po to, by ziemię użyźnić, ale ażeby wszystko na niej zniszczyć. Mamy kamień na budowę kościołów i klasztorów, ale nie mamy go na budowę rezerwoarów, tam i grobli. Wznoszą dzwonnice i zwalają drzewa, przyciągające deszcze.
— Ale co dla naszego rolnictwa jest jeszcze gorsze, niż brak wody, to rutyna i nieumiejętność. Odtrącają z niedowierzaniem każdy wynalazek, każde zastosowanie naukowe: dawne czasy były to dobie czasy moi przodkowie tak uprawiali ziemię — ja będę ją uprawiał podobnież. Nieuctwo uważają za chwałę narodową i jak na teraz nie ma na to lekarstwa. W innych krajach uniwersytety i szkoły wyższe wytwarzają reformatorów, bojowników postępu; nasze środowiska oświaty mnożą tylko proletaryat tużurkowy, troszczący się wyłącznie o zarobki, rzucający się na zajęcia profesyonalne, lub na urzędy publiczne. Kształcą się, jeśli to można nazwać kształceniem, nie dlatego, żeby coś wiedzieć, lecz dlatego, aby zdobyć dyplom, potrzebny do łatwiejszego zarobienia na kawałek chleba. Uczą się tego, co wykłada profesor, nie odczuwając najmniejszej ciekawości do tego, co jest pozatem. Prawie wszyscy członkowie ciała uniwersyteckiego to lekarze i adwokaci, zajmujący się praktyką. Przez godzinę dziennie na katedrach swoich powtarzają, jak fonografy, to, co mówili już w latach przeszłych; następnie zaś powracają do procesów i chorych.
— Wiedza hiszpańska to wiedza z drugiej ręki, tłomaczona z francuskiego. Przytem odnosi się nawet w tej formie do maleńkiej tylko mniejszości, która czyta. Reszta tych, których uważają za oświe-