Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 2.djvu/62

Ta strona została przepisana.

ki całe eksploatowane, są więcej wyniszczone, niż kraj ich własny.
— Ma pan racyę, Gabryelu. Jednakże matka-kościół ma w piersiach dosyć mleka dla wszystkich swoich dzieci; ale tylko niektóre dostają się do nich, piją też tyle, że ledwie nie pękną, kiedy inne umierają z wycieńczenia... Bawi mnie dowodzenie, że Kościół nasz jest demokratyczny i że panuje w nim równość. Nigdzie nie spotykamy równie bezlitosnego despotyzmu.
— Początkowo papieże i biskupi byli wybierani przez wiernych i jeśli nadużywali swej władzy, składano ich z urzędu. Dziś istnieje w Kościele arystokracya, zaczynająca się od kanoników, a ten, który zdobywa mitrę, przed nikim nie zdaje rachunków. W urzędach świeckich usuwają urzędników z posad, zmuszają ministrów do dymisyi, degradują wojskowych, nawet królów zrzucają z tronów. Jakiejże odpowiedzialności podlegać mają papieże i biskupi, skoro są poświęceni i oświeceni przez Ducha Św.? Jeśli zażądasz sprawiedliwości, odeślą cię do trybunałów, których sędziowie należą do tej samej arystokracyi duchownej...
Don Martin zamilkł na chwilę, jakgdyby zbierał wspomnienia, potem znów zaczął:
— A to ubóstwo Kościoła w Hiszpanii jest wprost żartem! Niesłychanie względne ubóstwo. Bezwątpienia duchowieństwo hiszpańskie nie posiada obecnie, jak niegdyś, połowy wszystkich bogactw narodu; ale właśnie u nas Kościół jest jeszcze najlepiej traktowany, a państwo oddaje mu lwią część