Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/106

Ta strona została przepisana.

wraz z kilku innymi towarzyszami swojej włóczęgi do marynarki wojennej.
I oto, pewnego dnia dziarski ten młodzieniec zjawił się w Cabanal w uniformie granatowym i w białym berecie włożonym na bakier, z workiem zawieszonym na plecach, pragnąc się po żegnać z Dolores i matką i udać się do Cartageny, gdzie się znajdował statek, na którym miał pełnić służbę.
Trudno! Niech jedzie z Bogiem! Bardzo kochała go Tona, ale ostatecznie mogła teraz nieco odpocząć. Współczuła tylko biednej nieśmiałej Rosario, która wychodziła często na brzeg, siadywała tam z Rosetą i szyjąc wypytywała ją dyskretnie czy pani Tona nie otrzymała listu od marynarza.
Myśl pozostałych na brzegu kobiet podążała za płynącą lub zawijającą do tego lub owego portu fregatą Madryt, na której się znajdował drogi ich sercu dzielny marynarz.
Z jakąż radością witały każdy, zjawiający się na wilgotnej ladzie jego list w wąskiej kopercie, zaklejonej czerwonym opłatkiem, lub miękiszem chleba z adresem nieco skomplikowanym, pisanym ręką niewprawną: „Dla pani Tony, w traktjerni przy Portowej Oborze!“
Jakąś woń niezwykłą, egzotyczną roztaczały dokoła te proste koperty, dając zmysłom wy-