Mimo zimowego jeszcze okresu, słońce grzało tak bardzo, że Proboszcz i Tonet znalazłszy się na wybrzeżu, musieli się ukryć w cieniu, skuliwszy się pod niewielką starą barką, stojącą bez użytku na piasku. Mieli jeszcze dosyć czasu na to, aby się smażyć na słońcu, gdy wyruszą na morze.
Rozmawiali powoli, jak gdyby jasność i ciepło słoneczne usposabiało ich do snu. Piękny dzień! Wierzyć się nie chciało, że dopiero zbliżał się Wielki Tydzień. Zazwyczaj bowiem był to okres deszczów ulewnych i gwałtownych burz.
Niebo zalane światłem było blade. Jak koronka piany tworząca się przypadkowo, płynęły po niem kłaczki obłoków, z rozgrzanego zaś piasku unosił się opar, wskutek czego kontury oddalonych przedmiotów wydawały się drżące.
Na wybrzeżu panował spokój. W oczy rzucała się przedewszystkiem obora portowa, w której byki, używane do wyciągania barek na brzeg, przeżuwały swój pokarm. Była to olbrzymia
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/119
Ta strona została przepisana.
IV.