Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/137

Ta strona została przepisana.

Obaj bracia spostrzegłszy w tej chwili zbliżających się przyjaciół wuja, zerwali się z miejsca. A więc tak, wuj im dopomoże. Spotkają się kiedyś znowu i ostatecznie sprawę omówią. Nie głodny który z nich?... Tak? Obaj jeszcze nie jedli?
— A więc smacznego... Do widzenia, chłopcy!
Bracia oddalili się, idąc wolnym krokiem po pustym chodniku w kierunku dzielnicy Barracas.
— I cóż powiedział ci wuj? — zapytał Tonet obojętnie.
Widząc jednak, że brat porusza głową w sposób pozwalający domyślać się dodatniego wyniku rozmowy, ucieszył się. A więc podróż była już sprawą ostatecznie zdecydowaną? Doskonale! Może nareszcie brat się wzbogaci a wtedy również i jemu coś się dostanie.
Owo życzenie brata wzruszyło Proboszcza. Zadowolony po rozmowie z wujem, miał chęć uściskania Toneta.
Chłopak ten z piekła rodem miał jednak serce dobre. Widocznem było, że kochał go, zarówno jak Dolores i Pascualeta.
Szkoda, że żony ich czuły do siebie urazę, wywołując zgorszenie na Targu rybnym, o czem niewyraźne słuchy go dochodziły.