Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/139

Ta strona została przepisana.
V.

Poranek był pogodny, mimo to jednak słychać było w Cabanal niby jakieś grzmoty.
Mieszkańcy obudzeni tym nieustannym głuchym hukiem zrywali się szybko z łóżek. Rozczochrane kobiety o zaspanych oczach, w samej niemal bieliźnie podbiegały do drzwi, skąd mogły ujrzeć w słabem świetle świtania sprawców owego hurkotu. Tłum mający wyobrażać żydów posuwał się naprzód przy odgłosie nieregularnie uderzanych żałobnie huczących bębnów.
Z za rogów na skrzyżowaniach ulic wyłaniały się komiczne figury, co mogłoby dać powód do przypuszczeń, że w kalendarzu powstało jakieś zaburzenie i karnawał wypadł właśnie teraz w sam dzień Wielkiego Piątku.
Były to jednak tylko grupy miejscowej młodzieży w szczególnych strojach, gromadzącej się celem wzięcia udziału w procesji tradycyjnej zwanej Encuentro.
W przedniej kolumnie, czyniącej zdaleka wrażenie grupy czarnych owadów przesuwały