Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/141

Ta strona została przepisana.

galonami srebrnemi, czyniącemi wrażenie, że zerwano je z jakiejś trumny.
Było z czego się śmiać, stroje te bowiem miały wygląd bardzo dziwaczny. Któżby się jednak ośmielił wyśmiewać szczery zapał przejętych swą rolą młodzieńców o surowych, opalonych na słońcu twarzach?... Wyśmiewanie się z uzbrojonych oddziałów nie mogłoby ujść nikomu bezkarnie; żydzi oraz grenadjerzy Chrystusa lub Matki Najświętszej gotowi byli w każdej chwili wyjąć z pochwy broń sieczną, znaną od najdawniejszych czasów aż do chwili obecnej, począwszy od olbrzymiej szabli kawaleryjskiej, kończąc zaś na sztyleciku kapelmistrza wojskowego.
Mali chłopcy zabiegając ze wszystkich stron zachwycali się wspaniałemi strojami, gdy tymczasem matki, siostry oraz znajome młodzieńców, stojąc w drzwiach domów, podziwiały ich postawę: „Królowo najświętsza, jakież to zuchy!“ Oddziały te w strojach tak przypominających maskaradę, miały cel pobożny przypomnienia roztargnionej i grzesznej ludzkości o mającem się odbyć za jakąś godzinę na środku ulicy San Antonio tuż przed samą niemal traktjernią wuja Chulla spotkanie Jezusa z Matką Najświętszą.
Dniało coraz bardziej i blade światło zaczęło przybierać ciepłą barwę różową. Jednocześnie odgłosy bębnów, trąbek sygnałowych i muzyki