czapce z piórami, w której był podobny raczej do indjanina, i z tą straszną szablą kawaleryjską u boku, która przy najmniejszem poruszeniu zaczepiała o meble i ściany powodując hałas piekielny.
Z trudem trzymała się czapka na głowie. Niezbyt dobrze leżała, trzeba było już jednak pośpieszyć. Naciągnięte nierównomiernie spodnie tworzyły fałdy, które wyglądały niby guzy na nodze dowódcy żydów. Ciasny strój uciskał brzuch biednemu Proboszczowi tak, iż nawet zbladła mu twarz. Hełm nie mogąc się utrzymać na jego dużej głowie pochylał się od czasu do czasu na twarz i ugniatał górną część nosa. Trzeba było jednak przedewszystkiem zachować powagę. Wlokąc szablę po ziemi i imitując huczenie bębnów zaczął się przechadzać majestatycznym krokiem po mieszkaniu jakgdyby synek jego był księciem przed którym się prezentował.
Dolores spoglądając dziwnym wzrokiem turkusowych oczu na chodzącego po mieszkaniu tam i z powrotem męża z trudem się powstrzymywała od śmiechu, miał bowiem nogi krzywe i ruchy niedźwiedzia zamkniętego w klatce. Mimo wszystko wolała go jednak w tym stroju niż w osmolonem ubraniu w którem wracał zazwyczaj wieczorem do domu z wyrazem przygnębionego ze zmęczenia zwierzęcia.
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/143
Ta strona została przepisana.