Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/149

Ta strona została przepisana.

Na ciemnofjoletową suknię Jezusa padały już promienie słońca ukazującego swą tarczę ponad lasem pióropuszy, hełmów i trzymanych na ramieniu szabli mieniących się oślepiającemi iskrami. Z przeciwka zbliżała się inna procesja, w której przechylała się to na jedną to na drugą stronę stosownie do miarowych poruszeń grenadjerów niesiona przez nich Matka Najświętsza ubrana w czarną aksamitną suknię i osłonięta żałobnym welonem, pod którym można było dostrzec na twarzy woskowej spływające łzy. Złożona obszyta koroneczkami chusteczka trzymana w nieruchomej ręce miała służyć niewątpliwie do ich otarcia.
Kobiety zwłaszcza skierowywały na tę figurę swój wzrok. Niektóre płakały ze wzruszenia. Ach, królowo święta i Pani! Spotkanie to przeszywało bólem serca pobożnych matek. Ujrzeć syna w podobnych okolicznościach! Mimowoli nasuwało się im porównanie, aczkolwiek mniej może właściwe: Jakżeby się czuły same, gdyby spotkały swego syna tak dobrego i nieskazitelnego, a jednak skazanego na śmierć!
Handlarki ryb wzdychały nieustannie do Matki bolesnej, lecz to nie przeszkadzało im bynajmniej zastanawiać się nad tem, czy za rok ostatni przybyły jakieś nowe ozdoby na niesionej figurze.