Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/151

Ta strona została przepisana.

go oczami! Bezwstydnica! I nawet się nie krępuje wcale swego męża! I cóż to musi się dziać wówczas, gdy Tonet idzie do niej pod pretekstem zabawienia się z bratankiem i zastaje ją samą w domu!
Zazdrosna i niespokojna nie przestawała mruczeć pod nosem nawet gdy już obie procesje złączone ze sobą skierowały się w stronę kościoła. Miotała groźby i przekleństwa na pokaźne plecy, będące wspaniałą podstawą pięknej szyi porosłej u góry jasnemi złocistemi włosami.
Dolores w końcu nie mogła już znieść tego. Obejrzawszy się poza siebie pytała z gniewną wyniosłością: Czy to jej się tyczy to wszystko? Kiedyż nareszcie Rosario zostawi ją w spokoju? Czy zabroni jej patrzeć gdzie się jej podoba?
Zdawało się, że iskry piekielne pryskają z pięknych jej zielonawo turkusowych oczu.
Tak, to do niej były skierowane te słowa, do niej, do tej suki wściekłej, co pożera mężczyzn oczami!
Dolores uśmiechnęła się pogardliwie. O, ślicznie! Lecz każdy niech raczej siebie pilnuje! Czemuż nie strzeże swego skarbu? Czemuż nie potrafi zatrzymać męża przy sobie? A że inne nie są tak głupie... Nie wszystkie... Sprać ten pysk szkalujący!...
— Mamo, mamo! — zawołał Pascualet płacząc i czepiając się spódnicy Dolores, która już