Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/156

Ta strona została przepisana.

pożyczonej od wuja i umieszczonej pod jedyną na barce lampką, aby się możliwie lepiej orjentować w kierunku, który należało obrać.
Tonet siedząc obok niego dopomagał mu swemi radami, miał bowiem pewne doświadczenie, tembardziej, że był już w Algierze.
Niema obawy. Płynie się prosto, jakgdyby się jechało szosą. Od przylądka cały czas należy się trzymać kierunku południowo zachodniego. Skoro więc wiatr jest pomyślny, wystarczy aby Nadobna płynęła przed siebie.
Proboszcz ująwszy w obie ręce rączkę steru skręcił barkę, która zajęczała jak chory przewracany na łóżku. Łagodne fale, które dotychczas uderzały o jeden bok barki zaczęły teraz atakować ją z przodu, powodując lekkie jej kołysanie się. W ciemnościach bielała burząca się piana. Latarnia morska znajdująca się teraz za barką rzucała swe poszarpane i niespokojne czerwonawe refleksy na obfitujący w pianę ślad barki.
A teraz spać!
Tonet wyciągnął się pod masztem. Za poduszkę służyły mu liny, za kołdrę zaś kawałek brezentu. Brat miał pilnować steru aż do późnej nocy, on zaś potem do rana.
Po chwili Proboszcz tylko czuwał na pokładzie Nadobnej, mimo bowiem szumu fal mor-