Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/159

Ta strona została przepisana.

w tajemną głębię wód. Wszelkie zresztą inne najdziwaczniejsze stworzenia o kształtach fantastycznych i nieokreślonych barwach, to pręgowate jak tygrysy, to znowuż zupełnie czarne, olbrzymie i silne, małe i żwawe, o potwornej głowie i maleńkim tułowiu, albo też minjaturowej główce i pękatym brzuchu roiły się i pływały dokoła starej barki, niby bóstwa morskie towarzyszące okrętowi mitologicznemu.
Tonet wraz z dwoma innymi marynarzami korzystając z ciszy panującej dokoła zarzucił wędki. Kot doglądał ogniska, na którem się już gotowała smaczna południowa potrawa. Proboszcz zaś chodząc po wąskim pokładzie barki i wpatrując się w linję horyzontu niecierpliwił się narzekając na tę niepożądaną ciszę. Nadobna bowiem posuwała się naprzód bardzo powoli. Chwilami miał wrażenie, że jest przykuta i stoi na miejscu.
W dali utrzymywał się na powierzchni morza, nie poruszając się wcale z powodu ciszy zupełnej dwumasztowiec z opuszczonemi żaglami, zwrócony przodem w stronę Malty lub Suezu. Na samym zaś horyzoncie płynęły szybko zanurzone aż do linji wodnej dwa parostatki o wielkich kominach, tak zwane zbożowce odbywające drogę z Morza Czarnego ku przesmykowi Gibral-