Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/168

Ta strona została przepisana.

A wyższe części miasta, zamieszkałe przez Arabów! Do djabła! Naprawdę ciekawe! Wszyscy znają niewątpliwie ową wąską uliczkę w pobliżu targu w Grao, którą gdy się idzie, trudno nie otrzeć łokciami o mury... Jest to prawdziwa szosa wobec tych pokrzyżowanych wilczych gardzieli tak licznych w górnej części Algieru, zasłoniętych niemal zupełnie przez poddasza. Całe strumyki nieczystości płyną temi uliczkami niekiedy spadzistemi o brukowanych schodkach.
Trzeba nabrać sił nieco w kawiarenkach po drodze, ażeby móc przejść temi uliczkami z zatkniętym nosem przed sklepikami a raczej dziurami, w których siedzą przykucnąwszy na progu Arabowie, mówiąc niewiadomo co w psiej swojej gwarze.
Tu mógł żyć po ludzku i nasycić się tanim kosztem. Mając zdrowy żołądek nie wzdrygał się wcale widząc, że Arabowie biorą gotowane kuleczki z ciasta i miodu i wkładają je do ust rękami, któremi przed chwilą drapali brudne palce nóg, kupował za drobną monetę pełen talerz tego jedzenia, parę jaj farbowanych na czerwono, jak na Wielkanoc, pił kawę w filiżance tak małej, jak skorupka orzecha, wyciągnąwszy się na sofie kawiarenki arabskiej, gdzie w reszcie zasypiał przy tonach fletu z towarzyszeniem bębenków.
Mile spędzał tu czas. Chętne dla każdego poczciwe Arabki o twarzach umalowanych,