Barkę uwiązano do statku, bez trudności więc przeładowywano pakunki. Pochłaniało je otwarte wnętrze Nadobnej która coraz bardziej zanurzała się w wodzie, skrzypiąc. Czyniła wrażenie uginającego się pod zbyt wielkim ciężarem i stękającego jucznego zwierzęcia.
Blondyn przybyły na statku spoglądał na barkę z wzrastającem zadziwieniem. Czyż to możliwe, aby ten gruchot wytrzymał pod takim ciężarem? Proboszcz jednak zapewniał go, uderzając się w pierś dla wzmocnienia własnego przekonania:
— O, napewno wytrzyma! Wszystko można będzie zabrać! Jeśli Bóg i święta figura Chrystusa w Grao dopomoże, barka ze swoim ładunkiem przybędzie do Cabanal pojutrze w nocy.
Wnętrze barki było już zapełnione zupełnie. Pozostałe więc pakunki ułożono na pokładzie, umocowawszy je przy pomocy kawałków drzewa i lin tak, aby nie spadły do morza.
— Szczęśliwej drogi! — wybąknął blondyn, zdejmując czapkę i ściskając mocno rękę Proboszcza.
Stateczek odpłynął. Również i Nadobna, skoro żagiel został rozpięty, zaczęła się oddalać od miasta, którego oświetlenie coraz bardziej się zmniejszało.
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/171
Ta strona została przepisana.