Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/200

Ta strona została przepisana.

drugą zaś podtrzymywał chroniąc od zabłocenia starą wspaniałą białą kapę, zdobną w ciężkie złote o zielonawem odcieniu galony haftowane z wyskubaną już w niektórych miejscach osnową.
Dzieci podbiegały gromadami całemi ocierały zasmarkane swe nosy o rękę świętą, zmuszoną za każdym razem wypuszczać kapę. Kobiety pozdrawiały uśmiechem Ojca duchownego człowieka o wesołem usposobieniu, wyrozumiałego, sprytnego, umiejącego się przystosować do zwyczajów swego stadka. Nieraz widziano go, jak się zatrzymywał na drodze, aby zadośćuczynić prośbie spotkanej handlarki ryb i pobłogosławić kosze oraz wagę, którą miało to zabezpieczyć przed niespodziewaną kontrolą władz miejskich.
W chwili, gdy orszak stanął na brzegu, zaczęły bić dzwony kościelne łącząc radosny swój gwar z szumem fal morskich. Ze wszystkich stron ludzie spieszyli na brzeg, aby się nie spóźnić na początek ceremonji. Biegli wpatrzeni w stojącą opodal na brzegu odseparowaną od innych barkę z rojącym się dokoła niej czarnym tłumem ciekawych. Słońce złociło kształtne boki Kwiatu majowego. Na lazurowem tle nieba odbijał się pochylony z wdziękiem maszt, na którego szczycie znajdowało się godło właściwe: wiązanka ziół oraz kwiatów sztucznych, mająca tam pozostać aż póki nie zerwie jej wiatr.