stjan. Tłum tymczasem znowu otoczył barkę ciasnem kołem. Zdawało się, że pragnął ją zdobyć w ataku.
Cała zgraja rozczochranych wałęsających się zazwyczaj na brzegu dzieci mieszkańców Cabanal znajdowała się również przy barce, atakując chrzestnych rodziców ochrypłą i wrzaskliwą swą śpiewką:
— Cukierków, słodyczy...
Pan Mariano uśmiechał się pobłażliwie stojąc na pokładzie. Teraz dopiero wszyscy zobaczą! Nie żałował pieniędzy. Niech wiedzą wszyscy o jego życzliwości dla siostrzeńca.
Pochylił się nad koszami stojącemi u jego nóg i zanurzył w nich ręce.
— Uwaga!
I pierwszy pocisk cukierków twardych jak kule, rozsypał wśród wrzaskliwej zgrai, która się rzuciła na piasek tarzając się i wydzierając sobie nawzajem słodycze. W tem zaś zamieszaniu nieraz się ukazało przeświecające przez rozerwane ubranie czerwone ciało jakiegoś włóczęgi przybrzeżnego.
Tonet tymczasem odkorkowywał jałowcówkę, zapraszając przyjaciół protekcyjnem poruszeniem głowy, jak gdyby to był własny jego poczęstunek. Arak z trzciny cukrowej rozlewano z dzbanów. Wszyscy się spieszyli, aby się napić;
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/204
Ta strona została przepisana.