Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/208

Ta strona została przepisana.

się smucić! Co zaś do niego, nie lubi, aby źle mówiono o morzu. Morze zasługuje w zupełności na miano przyjaciela. Gniewa się wprawdzie niekiedy, jednakże daje niemałe korzyści dzielnym marynarzom i utrzymanie biednym rodzinom.
— Napijemy się jeszcze, Tonet!... Bawmy się wesoło! Kwiat majowy musi być należycie ochrzczony!
Wychylił kieliszek. Matka jednak zwrócona w stronę barki, w której wyrosły jej dzieci, nie przestawała jęczeć.
Rozgniewało to wreszcie Proboszcza. Pocóż te jęki? W podobnym dniu jak dzisiejszy wspominać o tem, że morze ma swoje kaprysy!... Ha! Skoro nie chciała, aby był narażony na tyle niebezpieczeństw, trzeba go było wykształcić na biskupa! Najważniejszą rzeczą dla uczciwego człowieka jest praca, a reszta, co będzie, to będzie. Na to się rodzi. Morze daje mu utrzymanie, więc je ssie nieustannie. Trzeba jednak wiedzieć, że morze daje zarówno gorycz burz, jak i słodycz obfitych połowów. Ktoś musi przecież narazić się na niebezpieczeństwo, aby ludzie mogli jeść ryby. Praca ta jest jego przeznaczeniem, na morze więc idzie i teraz jak to czynił od chłopca.
— Ależ, na Boga, ucisz się, matko!... Niech żyje Kwiat majowy!... Wypijemy jeszcze! Pijmy, przyjaciele! Bawmy się dzisiaj.