Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/213

Ta strona została przepisana.

Nie doszedłszy jeszcze nawet do mostu Proboszcz zaczął mówić o swej barce, o ukochanym Kwiecie majowym dla którego zapominał prawie o istnieniu Dolores i Pascualeta.
Nazajutrz rozpoczynano połów w zaprzęgu na który wypływały wszystkie barki. Teraz dopiero zobaczą wszyscy co warta jest jego barka! Przecież była najlepszą ze wszystkich!... Spuszczono ją wraz z innemi zawczasu na wodę. Stała więc z niemi teraz w porcie. Jakże się jednak różniła od reszty! Wyglądem swoim zwracała na siebie uwagę, jak panna strojna z miasta wśród brudnych dziewcząt wybrzeża.
Był w Walencji celem zakupu przyborów, mających usunąć drobne braki w wykończeniu szczegółów dodatkowych barki. Mógłby się założyć, że nikt z pośród najbogatszych właścicieli, owych, którzy zjadali sami, co połów dał najlepszego, nie narażając się na najmniejsze niebezpieczeństwo, nie przybrał barki tak pięknie jak on.
Wszystko jednak ma koniec. Również więc i hymn pochwalny śpiewany przez Proboszcza o zaletach nowej barki musiał się skoczyć. Umilkł przed Hutą Figuetes, słuchając teraz z kolei utyskiwań Rosety na nikczemne postępowanie dozorczyń fabrycznych.
Jedną z robotnic doprowadziły do tego, że musiała potargać im włosy. Dobrze, że Roseta