Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/219

Ta strona została przepisana.

tnich czasach, to tylko dzięki dobrym radom Dolores, o której mówią źle jedynie z zazdrości. Tak, jedynie z zazdrości!
Wyraził swe oburzenie na nieprzyjaciółki Dolores takim tonem i z takim naciskiem, jakgdyby również i Rosetę zaliczał do rzędu zazdrośnic.
Niech mówią, aż się wreszcie zmęczą! Skoro sam jest spokojny, może się śmiać ze wszystkiego. Toneta zaś uważa niemal za swego syna. Przypominał sobie doskonale, jak go niańczył i układając się razem z nim do snu w komórce barki zwijał się w kłębek zostawiając mu więcej miejsca na sienniku. Mogłoby się zdawać, że to było wczoraj. Czyż łatwo się zapomina o czemś podobnem?...
Prędzej się zapomina chwile szczęśliwsze, chwile wesołości, spędzone w traktjerni wraz z przyjaciółmi. Lecz skoro chodzi o głód, nawet gdy minie, do djabła! zawsze się myśli o towarzyszu niedoli... Biednego Toneta tak godnego współczucia należało uratować od zguby i uczynić zeń statecznego człowieka. Brat nie żałuje wysiłków. Tymczasem powiadają o nim, że jest głupcem!... Tak?... Dobrze! Ma jednak serce, które się nie może pomieścić w piersi...
Mówiąc zaś to uderzał się tak mocno, że się rozlegało dokoła jakby echo bębna.