Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/22

Ta strona została przepisana.

Owe przechadzki odbywane mimo senności, dawały mi jedyną sposobność oglądania porannego słońca, podobnie jak to mogli czynić inni śmiertelnicy. Kładłem się nieraz dopiero około południa, budziłem się zaś przy zachodzącem słońcu, zabierając się wnet do męczącej swej pracy wieczornej.
Nie chciałbym już wracać do podobnego życia, pełnego ofiar i nieustannych walk wśród nędzy o ideały nieurzeczywistnione do czasów obecnych. Wspominam jednak często ze wzruszeniem aż do dnia dzisiejszego owe najciekawsze może chwile mego życia. Kocham swoje pierwsze powieści tak, jak tylko bogacz może kochać swe dzieci zrodzone niegdyś w ubóstwie.
Wspominam nieraz owe przygody, które mi nastręczał mój zapal młodzieńczy powieściopisarza, tęskniącego do oglądania na własne oczy tego wszystkiego o czem słyszy i co pragnie opisać.
Powierzywszy chwilowo kierownictwo El Pueblo grupie młodzieńców, którzy mimo nieznacznej, bo zaledwie cztero- czy pięcioletniej różnicy wieku między mną a nimi, uważali mię za swego mistrza i dyrektora, pływałem czas jakiś na barkach rybaków z Cabanal, żyjąc tam życiem załogi i biorąc żywy udział w czynnościach związanych z łowieniem ryb na pełnem morzu. Ponieważ minęło już od tego czasu około