Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/220

Ta strona została przepisana.

Szli potem minut dziesięć nie rozmawiając wcale ze sobą. Roseta żałowała, że wszczęła podobną rozmowę, Pascualo zaś z pochyloną głową i zamyślony marszczył od czasu do czasu brwi i zaciskał pięści, jakgdyby zamierzał uczynić coś złego.
Doszedłszy do Grao skierowali się ku Cabanal.
Pierwszy przemówił Proboszcz czując potrzebę ulżenia swej duszy i podzielenia się swojemi ciężkiemi myślami, które się uwidoczniały w męczący go sposób w postaci zmarszczek na czole.
Dobrze, że ludzie tak mówią jedynie dla rozrywki, bo gdyby to było prawdą o, do djabła! nikt go jeszcze nie zna w okolicy. Sam siebie się boi w niektórych wypadkach. Lubi spokój i unika wszelkich nieporozumień. Nieraz ustępował innym na brzegu, był bowiem ojcem i nie chciał być awanturnikiem. Lecz niechże się nikt nie waży ruszyć tego co do niego i tylko do niego należy: pieniędzy i żony. Ze zgrozą przypominał sobie, że wówczas gdy wracał z Algieru z ładunkiem, był gotów w razie spotkania się z szalupą strażniczą stanąć pod masztem swej barki z nożem w ręku i przeszyć nim każdego kto się zbliży, chyba że sam musiałby paść wreszcie na pakunki zawierające jego fortunę. Co zaś do Dolo-