szania. Proboszcz nie wątpił więc, że wszystko, co o nim mówiono, było nieprawdą. Serce mu nic nie mówiło, więc też o nic go nie mógł podejrzewać.
O niczem nie pamiętał, mówiąc o wyruszeniu nazajutrz na morze. Kwiat majowy musiał iść w parze z mną barką wynajętą przez niego. Skoro Bóg pozwoli, nie omieszka zbudować podobnej do Kwiatu majowego.
W jednego ze swych marynarzy wierzył jak w wyrocznię. Był to wuj Batiste najstarszy rybak w Cabanal. Siedemdziesiąt lat życia zawartych w tym szkielecie obciągniętym pergaminem przemawiało przez cuchnące tytoniem czarne usta, wydając zań rady praktyczne i przepowiednie morskie. Młody właściciel barki przyjął go, wiedząc, że nie będzie mógł wiele pomóc bezsilnemi rękami, liczył jedynie na jego doskonałą znajomość morza i brzegów.
Od przylądka San Antonio aż do Canet, jak olbrzymią była zatoka Walencji, nie było miejsca, któregoby nie znał wuj Bathie i gdyby się mógł zamienić w stynkę, pływałby przy samem dnie, wiedząc zawsze gdzie się w danej chwili znajduje. Nawet powierzchnię morza, tak niemą dla innych, umiał odczytywać, zgadując co się pod nią kryje.
Zdawało się, że z pokładu barki widział wszelkie nierówności dna morskiego. Rzuciwszy
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/222
Ta strona została przepisana.