Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/236

Ta strona została przepisana.

powoli ku niej z udaną nieuwagą aż wreszcie się prawie otarł o jej ramię.
Był to Tonet. Dolores czuła jak się jej podnoszą włosy na karku od pieszczotliwego oddechu szwagra. Odwróciła głowę, szukając wśród mroku oczu Toneta, pałających gorączką pożądania, i uśmiechnęła się zadowolona z tego niemego uwielbienia.
Po chwili po jej talji lekko przesunęła się drżąca ręka, ta sama, którą Tonet, jak to sam mówił przed kilku godzinami, nie mógł poruszyć, by nie odczuć bólu.
Wzrok obojga mówił to samo. Nareszcie mogli się cieszyć zupełną swobodą. Nie będą już zerkali na siebie ukradkiem, trwożliwie, z myślą o grożącem im niebezpieczeństwie. Będą sami, zupełnie sami przez jedną noc i drugą i może trzecią... aż póki nie wróci Proboszcz z synem. Tonet będzie spał na łóżku brata, jakgdyby był panem domu.
Uczucie występne, zakazana miłość, z którą się łączył podstęp wobec brata, budziły w nich obojgu dreszcz pożądania. Ciała ich przytulone do siebie drgały zwierzęcą rozkoszą, którą potęgowało poczucie popełnianej zbrodni.
Nowy wrzask łobuzów obudził ich z ekstazy miłosnej.