Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/242

Ta strona została przepisana.

Tuż na brzegu na poczekaniu odbywał się targ wraz z krzykiem, wymachiwaniem rękami i obelgami rzucanemi nawzajem.
Żony właścicieli barek stanąwszy za swojemi koszami pełnemi ryb, targując wykłócały się z wrzaskliwym tłumem handlarek, które miały nazajutrz odprzedawać rybę w Walencji. Lecz skoro już nawet się zgodzono na cenę, powstawały nowe kłótnie o ładniejsze sztuki ryb, gdy na wagę kładziono drobne. Dwa kosze wiszące na sznurku i kilka dużych kamieni stanowiły wagę i gwichty. Nie brakło przytem chłopców piśmiennych, którzy chętnie pełnili urząd sekretarzy żon właścicieli barek, pisząc im rachunki na skrawkach papieru.
Kosze popychane nogami kupujących były pilnie obserwowane przez łobuzów wybrzeża. Skoro jakaś ryba wypadła z kosza, znikała wnet jakby wchłonięta przez piasek. Poczciwych mieszkańców przybyłych z Walencji i oglądających kosze z rybami popychał i niemal deptał tłum niespokojny, który jak trąba morska zmieniał nieustannie miejsce wraz z przybyciem nowej barki.
Dolores czuła się u szczytu dumnych swych marzeń. W ciągu długich lat kupując na brzegu rybę, jak zwykła handlarka, pragnęła bardzo zostać właścicielką barki, wymyślającą innym i gó-