gim kotem dokoła kociołka, czekał odpowiedzi Rosario, która stojąc z opuszczoną głową milczała jak cień.
Skoro miała mu coś do powiedzenia, słuchał.
Rosario wyprostowała się. Chciałaby powiedzieć wszystko naraz i w ten sposób jaknajprędzej zakończyć rozmowę. Utkwiła w oczach Proboszcza roziskrzony swój wzrok.
Chciała mu powiedzieć, że nie może już więcej wytrzymać... Śmieją się z niej i Proboszcza w całem Cabanal.
Jakto? Śmieją się?... Z niego się śmieją?... Ależ dlaczego?...
Właściciel Kwiatu majowego ani na chwilę nie chciał przypuścić, by się śmiano z niego. Przecież nie był małpą.
— Pascualo, — rzekła przyciszonym lecz zarazem zdecydowanym głosem. — Pascualo... Dolores cię zdradza.
Co?... Żona go zdradza?... O, Chryste! A to dobre! I jak wół uderzony kijem pochylił nagle głowę. Wnet jednak się ocknął z odrętwenia. Wiara tego człowieka była tak wielka, że mógł znieść większe jeszcze ciosy.
— Kłamstwo! Kłamstwo!... Precz, plotkarko!
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/248
Ta strona została przepisana.